
Mieliśmy taki skryty ołtarzyk, do którego on często się wkradał i modlił się z płaczem, w ogóle w całym zachowaniu był on ponad swój wiek dziecinny zawsze skupiony, poważny, a na modlitwie zapłakany. Byłam niespokojna, czy czasem nie jest chory, więc pytam się go: „Co się z tobą dzieje?”. Zaczęłam nalegać. „Musisz mamusi wszystko opowiedzieć”.
Drżący ze wzruszenia i ze łzami mówi mi: „Jak Mama mi powiedziała „co to z ciebie będzie”, to ja bardzo prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mnie będzie. I potem, gdy byłem w kościele, to znowu Ją prosiłem, wtedy Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą a drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzała i spytała, czy chcę te korony. Biała znaczy, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę... Wówczas Matka Boża mile na mnie spojrzała i znikła.
Teraz, kiedy idę z mamą i tatą do kościoła, to zdaje mi się, że to nie mama i tata, tylko św. Józef i Matka Boża”.
Niezwykła zmiana tego dziecka świadczyła o prawdziwości jego słów. Zawsze był tym przejęty i w każdej sposobności z rozpromienioną twarzą wspominał o swej upragnionej śmierci męczeńskiej...”.
(Marianna Dąbrowska, mama św. Maksymiliana)
Tekst pochodzi ze strony:
http://www.kolbemission.org/flex/cm/pages/ServeBLOB.php/L/PL/IDPagina/160
http://www.facebook.com/note.php?note_id=168273103561